Żyją w świecie pod wpływem. Rozmowa z księdzem Edwardem Rysztowskim

2018-12-02 19:01:04(ost. akt: 2018-12-02 19:05:26)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: pixabay.com

Każde uzależnienie niesie ogrom dramatu i zagrożenie życia. Przykład? Dziecko było tzw. trudne, rodzice zapracowani. Nie mieli czasu, więc włączali kilkulatkowi non stop koreańskie kreskówki. Bo się przy nich uspakajał. Takie praktyki kontynuowała niania. Gdy dziecko było już starsze i zakazywano mu używania komputera, groziło samobójstwem. Chciało skakać przez okno, chwytało za nóż... O walce z uzależnieniami rozmawiamy z księdzem Edwardem Rysztowskim. Ze względu na charakter swojej pracy wolał nie upubliczniać swego wizerunku.
— Dlaczego tyle młodych osób sięga teraz po niebezpieczne używki?
— Narkotyki były popularne już w latach 70. Jednak dawniej były to środki wziewne, jak kleje, "modna" była też heroina. Teraz najniebezpieczniejsze są dopalacze. Po narkotyki sięga się najpierw przez ciekawość lub pod presją grupy. Na zasadzie: ktoś proponuje, to ja próbuję. Robi się to przez chęć odnalezienia się w grupie, która mnie zaakceptuje, nie stawia wymagań, w której można żyć bez odpowiedzialności. Czasem sięga się po narkotyki będąc w dołku lub po silnych przeżyciach. Odnajduje się w nich pociechę. To jednak w pewnym momencie zaczyna wciągać. Nigdy nie jesteśmy w stanie określić, kiedy zaczyna się uzależnienie. Granica od "mogę wziąć" do "muszę wziąć" jest bardzo rozmyta. Nikt nie powie: jestem uzależniony od 14 lipca, czy 14 września. Proces uzależnienia wchodzi w życie delikatnie, potem zaczyna władać człowiekiem.

— Czasem rodzice twierdzą, że nie mieli pojęcia o tym, że dziecko bierze narkotyki?
— Jeżeli rodzice mają normalny kontakt z dzieckiem i rozmawiają z nim, to bez problemu zauważą, że ono się zmienia. Dawniej kolegował się ze Zbyszkiem, a teraz nie ma dla niego czasu... Kiedyś interesował się sportem, teraz zarywa treningi, przedtem dobrze się uczył, teraz w szkole idzie mu gorzej. Być może winny jest właśnie narkotyk...
Badania mówią o tym, że nie ma gimnazjum bez uzależnionych uczniów. W każdej szkole średniej: w każdym ogólniaku i zawodówce też są uzależnieni. Na poziomie siódmej klasy następuje już inicjacja narkotykowa, ale alkoholowa już nawet wcześniej. Mało się mówi o uzależnieniu od pornografii, a przecież na portale internetowe o treściach pornograficznych trafiają, nieświadomie i świadomie, nawet kilkulatki.

— Czy można samemu poradzić sobie z nałogiem?
— Teoretycznie. Jest takie określenie "suchy alkoholik". To ktoś kto nie pije, ale nie odzyskał poczucia wartości. A przecież nie chodzi tylko o to, aby nie brać narkotyków, czy nie pić. Chodzi o to, by zmienić swoje życie po terapii. Wchodząc w uzależnienie, człowiek pozbawia się uczuć wyższych, nie jest na przykład wrażliwy na cierpienie matki. Żeby cały ten system uczuć wrócił, potrzebna jest rehabilitacja, terapia.

— Czy ktoś kto bierze narkotyki od 10, 20 lat ma szanse wyjść z uzależnienia?
— Można wydostać się i z narkotyków, i z alkoholu. Można zerwać także z uzależnieniami behawioralnymi, które wcale nie są mniejszym zagrożeniem. Hazard potrafi przecież pochłonąć cały majątek, dorośli ludzie zastawiają domy. Tak, trafiają do nas hazardziści i wiem, że można wyjść i z tego nałogu.

— Jak pomagacie?
— Są trzy rodzaje pomocy. Pierwszy z nich, to tzw. system ambulatoryjny. Jest to terapia indywidualna i grupowa przez jakiś czas. Z taką osobą pracuje terapeuta. Jest też tzw. system dzienny. Są to kilkudniowe, czy kilkumiesięczne sesje terapii. Są też ośrodki stacjonarne. Jeśli uzależnienie jest bardzo głębokie, to leczy się je właśnie w systemie stacjonarnym, wtedy kierujemy do takiego leczenia. Do nas trafiają osoby uzależnione i współuzależnione. Pomagamy wszystkim, którzy są w potrzebie. Ci ludzie nie są spisani na straty.

— Współuzależnione, czyli jakie?
— Często osoba, która wchodzi w uzależnienie, tworzy wokół siebie środowisko sprzyjające jego rozwojowi. Budzi poczucie winy i odpowiedzialności u osób z najbliższego otoczenia. To inni są winni, to wszystko przez nich. Mówią na przykład: gdybyś była grzeczniejsza, gdybyś mi pomogła, to ja bym nie musiał zażywać narkotyków, nie musiałbym pić. Choruje wówczas całe otoczenie uzależnionego. Skuteczność leczenia to też jego leczenie. Czasami uzależnienie powoduje, że trzeba przekonstruować cały system rodzinny. Po leczeniu zmienia się jakość całego życia.

— W jaki sposób?
— Porównam to do słuchania muzyki: jeśli się słyszało mono, to teraz słyszy się stereo. Świat staje się bardziej kolorowy, bardziej przyjazny. Obecnie ludzie są przemęczeni, a narkotyki i alkohol dają pewnego rodzaju ukojenie. Gdy ktoś wypije kieliszek, czy zapali trawkę, to łatwiej mu nawiązać relacje z ludźmi. To się potem nakręca i okazuje się, że ktoś taki nie potrafi już funkcjonować w realnym świecie. On żyje w świecie wirtualnym, czyli świecie pod "wpływem". Uzależniony musi na nowo uczyć się swojego człowieczeństwa. Najgorszym skutkiem brania narkotyków jest brak kontaktu z rzeczywistością. Mąż, który codziennie wieczorem wypija trzy piwa i żona oraz dzieci mówią: my z tatą nie możemy porozmawiać. Tata jest zarazem obecny i nieobecny. Osoba uzależniona jest stracona dla społeczeństwa. Ale można się z tego podnieść.

— Proszę o przykład...
— To była osoba uzależniona od kokainy, zaczynała od marihuany. Miała też powiązania ze środowiskiem gangsterskim, przestępczym, co bardzo utrudniało leczenie. Intensywna praca i rok czasu w ośrodku sprawił, że ten człowiek wrócił do żony, do dwójki synów i bardzo fajnie teraz funkcjonuje. Pracuje już teraz, no i nie zarabia na sprzedaży narkotyków i pobieraniu haraczy.

— Ostatnio ksiądz otrzymał nagrodę marszałka woj. warmińsko-mazurskiego za działalność społeczną.
— To nagroda całego naszego zespołu, a ten kształtował się prawie 30 lat. Zaczynaliśmy w kaplicy kościoła Bożego Ciała od świetlicy dla dzieci ze środowisk potrzebujących, patologicznych, uzależnionych. To była jedna z pierwszych świetlic socjoterapeutycznych w Elblągu, pracowaliśmy w niej także z rodzicami tych dzieci. Później udało nam się pozyskać lokal przy ul. Królewieckie,j w którym wcześniej było przedszkole. Tu powstały poradnia uzależnień i ośrodek stacjonarny rehabilitacji dla młodzieży uzależnionej od substancji psychoaktywnych oraz poradnia zdrowia psychicznego dla dzieci i młodzieży. Każdego roku mamy w niej około tysiąca pacjentów, w poradni uzależnień jest tych pacjentów ponad 300, w ośrodku stacjonarnym leczonych jest teraz 28 osób. Obecnie rozbudowujemy naszą siedzibę.

— To pokazuje, jak bardzo jesteście potrzebni.
— Osób w potrzebie jest dwa razy więcej, niż się do nas zgłasza. Obecnie taką górą lodową, której czubek tylko wynurza się z wody, są uzależnia młodzieży od narkotyków i alkoholu. Mówimy tu o dzieciach i młodzieży mającej 14-17 lat. Do tego dodać trzeba także uzależnienie od komputerów, od telefonów komórkowych i gier, bowiem uzależnienie behawioralne może tak samo wyniszczyć organizm, jak te od substancji narkotycznych.

— Przykład?
— Dziecko było tzw. trudne, a rodzice bardzo zapracowani. Nie mieli czasu, więc włączali kilkulatkowi non stop koreańskie kreskówki. Bo on się przy nich uspakajał. Takie praktyki kontynuowała niania. Gdy to dziecko było już starsze i zakazywano mu używania komputera, to groziło rodzicom samobójstwem. Chciało skakać przez okno, chwytało za nóż. To było potworne uzależnienie.
Nie ma groźniejszego, czy mniej groźnego uzależnia. Tego się nie wartościuje. Każde uzależnienie niesie ogrom dramatu i zagrożenie życia. Bogaty człowiek przecież nie musi sięgać po denaturat, może pić szlachetny trunek. Znałem kiedyś lekarza, który zaprzeczał, że ma problem z alkoholem, ponieważ alkohol, który dostaje od pacjentów, oddaje sąsiadom. Mówił, że sam pije jeden gatunek whisky i po prostu jest jej smakoszem, a nie alkoholikiem. Potem jednak skorzystał z terapii.

daw